Prawie „na końcu” świata znajduje się małe miasteczko - Krynki - tuż przy granicy polsko – białoruskiej. Malowniczo położone wśród Wzgórz Sokólskich. Nieduże, bo nieco ponad 3 000 mieszkańców, ale o wielkiej historii.
To iście królewska miejscowość, która pamięta rok
1434 – odnowienie Unii polsko – litewskiej podpisane przez
Władysława Jagiełłę i Zygmunta Kiejstutowicza. Doskonałe
położenie na trasie z Krakowa do Grodna, sprzyjało wielu królewskim
wizytom.
Krynki prężnie się rozwijały, mieszkali tutaj Polacy, Żydzi, Niemcy, Tatarzy. Wielki handel, przemysł włókienniczy, przedsiębiorczość mieszkańców sprawiały, że Krynki rewelacyjnie prosperowały. Duża część społeczności trudniła się garbarstwem – wyprawianiem skór zwierzęcych. Do dziś w szafach niektórych osób ze starszego pokolenia można znaleźć futra produkowane w Krynkach, a obecnie w mieście jest kilka osób, które dalej kultywują tradycję.
Kres miasteczku przyniosły wojny światowe – okupacja rosyjska i niemiecka, utworzenie getta, zagłada Żydów – wszystko to doprowadziło do wielkich zniszczeń i sprawiło, że Krynki nigdy nie powróciło do dawnej formy.
Obecnie można podziwiać jedynie nieliczne pamiątki z dawnej historii: budynki dawnych synagog, które niestety nie pełnią już roli bóżnicy, jeden z największych i najstarszych w północno - wschodniej Polsce kirkutów (cmentarzy żydowskich), wielki neogotycki kościół św. Anny, ruiny Dworu De Virionów i.... rondo!
Tablica informacyjna przed rondem, która ukazuje nam dwanaście promieniście odchodzących ulic, zawsze budzi zdumienie. Nie lada atrakcją podczas każdej mojej wycieczki z turystami jest „honorowy” przejazd rondem i głośne liczenie ulic.
Krynki prężnie się rozwijały, mieszkali tutaj Polacy, Żydzi, Niemcy, Tatarzy. Wielki handel, przemysł włókienniczy, przedsiębiorczość mieszkańców sprawiały, że Krynki rewelacyjnie prosperowały. Duża część społeczności trudniła się garbarstwem – wyprawianiem skór zwierzęcych. Do dziś w szafach niektórych osób ze starszego pokolenia można znaleźć futra produkowane w Krynkach, a obecnie w mieście jest kilka osób, które dalej kultywują tradycję.
Kres miasteczku przyniosły wojny światowe – okupacja rosyjska i niemiecka, utworzenie getta, zagłada Żydów – wszystko to doprowadziło do wielkich zniszczeń i sprawiło, że Krynki nigdy nie powróciło do dawnej formy.
Obecnie można podziwiać jedynie nieliczne pamiątki z dawnej historii: budynki dawnych synagog, które niestety nie pełnią już roli bóżnicy, jeden z największych i najstarszych w północno - wschodniej Polsce kirkutów (cmentarzy żydowskich), wielki neogotycki kościół św. Anny, ruiny Dworu De Virionów i.... rondo!
Tablica informacyjna przed rondem, która ukazuje nam dwanaście promieniście odchodzących ulic, zawsze budzi zdumienie. Nie lada atrakcją podczas każdej mojej wycieczki z turystami jest „honorowy” przejazd rondem i głośne liczenie ulic.
Wszystko działo się w II
połowie XVIII wieku pod okiem ówczesnego rządzącego miastem –
Antoniego Tyzenhausa, podskarbiego litewskiego, Zarządził on
przebudowę miasta, lokując w samym centrum sześcioboczny rynek z
odchodzącymi ulicami. Na rynku miał stanąć ratusz, ale tego planu
już nie zrealizowano. Obecnie na środku ronda znajduje się całkiem
sympatyczny park, w którym można odpocząć w sąsiedztwie
mieszkańców.
Rondo - jedyne w Polsce, drugie w Europie.
Tylko Paryż ma podobne – na placu Charles'a de Gaulle'a,
oplatające Łuk Triumfalny. Namiastka wielkiego Paryża w małych
Krynkach.
Krynki same w sobie nie stanowią celu wycieczek -
najczęściej są odwiedzane przy okazji podróży na Szlak Tatarski.
Warto
też wspomnieć o słynnej wodzie mineralnej Krynka, wydobywanej ze
źródła i butelkowanej właśnie tu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz